Zlepek lepszych i gorszych scen, ale największym rozczarowaniem był dla mnie rozczarowujący brak magii bluesa. Owszem, Bessie śpiewała kawałki, jednak scenariusz "promował" co innego, a nie piosenki: poczucie własnej wartości, wątki erotyczne, kulisy show-biznesu, a to wszystko już było i to lepiej ukazane. Film zaledwie poprawny, bez ikry i iskry Bożej.